wtorek, 8 kwietnia 2014

Grandma Closet


Szafa babci. Miejsce w którym znajduje się kawał historii, dzieje się magia i wiszą spódnice, dużo spódnic. Przenosząc się myślami parę lat wstecz przypominam sobie zapach świeżego sernika, wycieczki do ulubionego schowka na wszelkie słodycze tego świata i właśnie szafę mojej babci. Kochałam tam zaglądać, nie dlatego ze moja babcia jest nienagannie elegancka, ale dlatego ze większość rzeczy w jej szafie niesie za sobą kawał historii. I tak spędzając czas przy herbacie posłodzonej zawsze tak jak kocham najbardziej z wielką uwagą słuchałam "A tą mam chyba od trzydziestu lat (śmiech) i nadal nie mogę się z nią rozstać..." - mówiła przy jednoczesnym zaprezentowaniu mi spódnicy w grochy (która szczerze mówiąc wyglądała jak nowa).  Po oprowadzaniu mnie przez swoją szafę oglądałyśmy stare zdjęcia i gdy herbata się kończyła nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak czas uciekł między palcami. 


Po kilku szafoznawczych wycieczkach zdałam sobie sprawę z tego dlaczego tak trudno oddać mi moje stare ubrania i może te moje nie "dźwigają" kilkutonowego bagażu wspomnień, ale przypominają mi o miłych chwilach i to jest najdziwniejsza rzecz na świecie, ale nigdy nie wyrzucę już o trzy rozmiary za małego swetra bo kupiłam go sześć lat temu, gdy byłam pierwszy raz w Londynie - wtedy zakochałam się w tym mieście, więc jak mogłabym pozbyć się rzeczy która mi o tym przypomina? I pomimo, ze od kilku lat leży na dnie szafy (wbrew pozorom trochę urosłam od tamtej pory) to zostanie ze mną chyba do śmierci! (przywiązanie do swoich rzeczy mam bezdyskusyjnie uwarunkowane genetycznie).


Pewnie terazastanawiacie się co ukradłam z szafy babci i mam przydziane w dzisiejszym poście, otóż nic z tych RZECZY (ostatnio moją ulubioną zabawą stały się gierki słowne :D). Mojej kochanej babci nie ukradłam z szafy nic, a swoją spódnicę za kolano kupiłam w second handzie za całe 9 złotych. na początku miałam pewne aspekcie i rozpatrywałam przygarnięcie jej do siebie, ale teraz jestem przekonana o słuszności zainwestowania dziewięciu złotych na spódnicę, wyjętą niczym z szafy mojej babci. Siedemnastoletnia dziewczyna tez czasem ma dosyć noszenia jeansów, a ja szczerze mówiąc już nie mogę na nie patrzeć.


W ciucholandach zmieniam się w drapieżne zwierze z Afryki, wojownika z filmów science fiction i biegam z tym najczęściej wściekłopomarańczowym koszykiem między wieszakami. Jednak moje stadium ciucholandowej choroby zdobywcy nie jest jeszcze najgorsze. Gorzej jest z paniami po czterdziestce, które przed dziewiątą rano wyczekują tupiąc nogami przed drzwiami lumpeksu; gotowe do walki z torebkami na ramieniu (uwierzcie lub nie ale to gorsze niż najlepszy miecz jedi). Tak, boję się tego typu ciucholandowych wojowniczek i tylko grzecznie spoza boxów z ubraniami obserwuję jak wyrywają sobie kaszmirowy sweterek. Gdy widzisz taką panią w lumpeksie uciekaj jak najdalej, bo nie stracisz tylko rzeczy, która ci się podoba - możesz stracić życie! 


Spacerując wśród kwitnących drzew, zdałam sobie sprawę, ze koniec roku szkolnego za pasem, więc oficjalnie mogę rzec, iż czas  wzmożonej paniki uważam oficjalnie za rozpoczęty. W tym miejscu chciałabym serdecznie prosić o wyrozumiałość i nie posyłanie listów gończych, bo oczywiście nie zostanę uprowadzona, ale będę zwyczajnie (lub nieustannie) ślęczeć nad zeszytami, zapewne poplamionymi kawą z mlekiem. A to następny powód do tego, aby powiedzieć, ze kofeina ratuje mi życie. Miłego tygodnia.

(blouse - sh, skirt - sh, sunglasses - H&M)

ph. Klaudia G

(zapowiedz w formie wideo)



with love, M