Witam was w nowym roku! No dobra może trochę zaniedbałam tą
moją istną oazę spokoju, miejsce w którym mogę pisać największe
głupoty tego świata i nikt mnie za to nie karze. Najszczerzej jak tylko
potrafię przepraszam i obiecuję, że się poprawię.
Co do nowego roku; nie wiem jak wy ale ja robię sobie od X
lat listę postanowień, które mam zamiar zrealizować danego roku. Cóż.. nie
obyło się bez takowego świstka papieru i teraz. Świstek papieru. Tak, w
taki okropny sposób określam moją tegoroczną listę, gdyż skończyło się to wszystko
od dobrych chęci i powieszenia jej w najbardziej centralnym miejscu w moim
pokoju. Teraz sobie wisi i tylko wisi. Nie jestem z siebie dumna, bo przecież nowy rok jest idealną okazją do pewnych życiowych zmian (brzmi to zdecydowanie za
poważnie). Tak czy inaczej mam nadzieję, że zrealizuję chociaż jedną setną rzeczy
napisanych na moim świstku papieru i będę dumnym z siebie człowiekiem! AKURAT..
Muszę, po prostu muszę się z wami podzielić moim życiowym
wydarzeniem! Nie wiem czy wiecie, ale mam obsesję na punkcie długich włosów i
od zawsze marzyłam żeby takie posiadać. Uparcie dążyłam do swojego życiowego
celu omijając fryzjerów szerokim łukiem i co? I doprowadziłam moje włosy do
stanu w którym sądzę, że niczyje włosy nie chciały by być. Z wielkim BÓLEM
serca przeszłam przez próg salonu fryzjerskiego i usiadłam na fotelu grozy, ze
łzami w oczach obserwowałam uważnie jak pani z nożyczkami dobiera się do moich
nazbyt zniszczonych włosów. Gdy leciały na podłogę czułam bolesne kłucie w
sercu i wszechobecny smutek. Takim oto sposobem pozbyłam się SIANA, które
dosłownie można byłoby położyć pod obrus w Wigilię. Stwierdziłam, że muszę się z
wami podzielić tym przeokropnym wydarzeniem ze swojego życia. Nie macie pojęcia
jak trudno było przekroczyć drzwi tego miejsca w którym słychać dźwięk miliona
suszarek do włosów i czuć zapach farby. Trauma do końca życia gwarantowana.
Pomimo strasznych pań z nożyczkami i świstka papieru nie do zrealizowania mogę uważać te półtorej miesiąca za bardzo udany czas, a z uwagi na to, że mamy początek roku - mam wielką nadzieję, że zostanie tak przez cały rok! I to by było na tyle o moich traumach oraz hiper udanym czasie. Chciałabym w dzisiejszym poście pokazać wam bardzo, ale to bardzo casualowy strój. Ostatnio stałam się mało wymagającą osobą jeśli chodzi o to co mam na sobie. Boyfriendy, oversizowy czerwony sweterek, płaszcz i najzwyklejsze buty świata. Czy modnie? Nie wiem. Czy wygodnie? Ależ oczywiście! Co do torebki to znacie ją już bardzo dobrze, gdyż jest to mój weteran i dziwię się, ze jest jeszcze cała!