poniedziałek, 18 listopada 2013

Back to the 50's


Ludzie w swoim życiu mają fioła na punkcie różnych rzeczy. Jedni nie wyjdą z domu bez śniadania, inni zmieniają drogę gdy widzą czarnego kota, niektórzy zbierają znaczki lub kupują rzeczy, które nie są im wcale potrzebne, ale uparcie twierdzą, że poprawiają im humor. Ja również posiadam wiele dziwnych przyzwyczajeń. Dostaję białej gorączki gdy ludzie idący przede mną mają tempo starszej pani z balkonikiem (wiąże się to zapewne z tym, że należę do osób, które nie do końca potrafią zastosować zegarek w swoim życiu i zawsze się spóźniają). Oczywiście mam dużo więcej całkiem dziwnych problemów nie z tego świata, ale o tym może w innym poście o nazwie Trudne Sprawy


Przy moich sobotnich maratonach z kubkiem kawy z mlekiem i za dużą ilością cukru oraz Śniadaniem u Tiffaniego zastanawiam się jakby to było żyć za czasów bezpretensjonalnej elegancji, nosić perły, nie rozstawać się z małą czarną i rękawiczkami za łokieć. Za czasów gdy mężczyźni na przywitanie całowali w rękę, zdejmowali nakrycie głowy witając się z damą i niemal zabijali się o otwarcie drzwi przed kobietą(nie daj boże, żeby musiała sama chwycić za klamkę!)



Nie tylko savior vivre i tamtejsza elegancja skradła moje serce. Chciałabym kiedyś pójść na przyjęcie na którym grano by Andiego Williamsa, Rickiego Nelsona czy Chordettes. Nie wiem co jest dokładną przyczyną mojej małej obsesji na punkcie tamtejszych realiów, ale pamiętam, że już jako trzynastolatka podkradałam babci perły, oglądałam czarno-białe zdjęcia i podziwiałam stare kreacje w jej szafie (bo chyba to nie jest nowością, że babcie mają tendencję do myszkowania ubrań).



Cóż, pozostało mi obserwować świat w którym każdy się śpieszy (okej może nie osoby z tempem starszej pani z balkonikiem), spotkanie dżentelmena jest rzadkością oraz w którym ludzie wymienili stare telefony stacjonarne na smartfony. Oczywiście nie ma co narzekać na postęp technologii, ale mimo wszystko zapewne przy moim przyszłym sobotnim maratonie znów będę się zastanawiać jakby to było żyć w świecie Holly Golightly i chociaż na chwilę przeniosę się w inny wymiar.  


Postanowiłam dziś skorzystać z ostatniej okazji założenia balerinek i dość cienkiego płaszcza, bo jako osoba obserwująca uważnie prognozy pogody jestem zmuszona powiedzieć, że pani w telewizji z uśmiechem na twarzy wspomniała niewinnie o przymrozkach które mają uderzyć w nas jak grom z jasnego nieba już w środę!


(flats- forever21, bag - vintage/sh, blouse - zara, skirt-no name)





Love, M

poniedziałek, 4 listopada 2013

Monday Afternoon



Poniedziałek. Dzień w którym wstanie z łóżka jest najtrudniejszą czynnością wykonaną w ciągu całego dnia, w moim przypadku nawet kubek kawy nie pomaga. Mimo wszystko każdy dzień daje nam nowe doświadczenia. Ja dziś nauczyłam się na przykład, że warto rano spojrzeć na plan lekcji aby uniknąć spakowania tego, czego wcale nie potrzebuję. Nauczyłam się również, że ludzie czasami mają przerost mniemania o sobie(no dobrze, może nie nauczyłam się, ale zostałam doprawdy uświadomiona w moich przekonaniach). Jak widać poniedziałki również dają nam coś ciekawego w swojej ofercie pełnej negatywów. 





Stanie rano przed szafą i niemoc, która we mnie drzemie każdego dnia jest rutyną. Niektórzy rano odprawiają pacierz, a ja stoję przed szeroko otwartą szafą i wszechstronnie znane "nie mam się w co ubrać" - powtarzam w myślach milion razy na minutę, z każdą minutą bardziej załamując ręce. Dzisiejszy poranek nie był wyjątkiem. Po długich namysłach, prawie spóźniona do szkoły wyciągnęłam spodnie w printy, zwykły czarny t-shirt. Gotowe (nie wiem co mi zajęło tak długie namysły), tak czy inaczej zwarta i gotowa ruszyłam do szkoły w moim mało wyszukanym outficie





Printy górowały na pokazach w poprzednich sezonach, jednak nadal możemy zobaczyć odważne połączenia panterki i czerwieni u Donny Karan, gdzie kiedyś kojarzone to było jedynie z kiczem, teraz jest to modny kicz, szczególnie, gdy w kampani reklamowej możemy zobaczyć chyba najbardziej rozpoznawaną modelkę -Care Delevinge. Kicz z wyższej półki? Może. Może po prostu granice między dobrym smakiem, a szokującym smakiem są już praktycznie zatarte. Pokazy światowej klasy projektantów stają się coraz bardziej szokujące, a tabu nie istnieje. Dolce&Gabbana udowodnili to najlepiej. Gdy oglądałam ich pokaz, czułam się jak w najpiękniej zdobionej świątyni, z tym, że bogactwo, motywy religijne i przepych nie widniały w jej wnętrzu, ale na modelkach przechadzających się jedna za drugą na wybiegu w Mediolanie. Givenchy natomiast na swoich nowo wypuszczonych t-shirtach umieszcza jelonka Bambi obok Matki Boskiej. Tabu? Zły smak? Świat mody nie zna takich terminów. Uważam, że jest to wielki krok, ale mimo wszystko (z całym szacunkiem dla Riccardo Tisci) nie zdobyłabym się na ubranie t-shirtu z Bambi i Matką Boską. Ale krwista czerwień połączona na przykład ze spódnicą w szkocką kratę? Jestem za!





Dodatki. Ja dzisiaj postawiłam na minimalizm pod tym względem, na lewej ręce mam bransoletkę, którą dostałam w prezencie od przyjaciółki i złoty pierścionek, który ma dla mnie wartość sentymentalną. 




(spodnie - H&M, buty - Sinsay, t-shirt - Zara, skórzana ramoneska - no name, kupiona w Londynie)