Ludzie w swoim życiu mają fioła na punkcie różnych rzeczy. Jedni nie wyjdą z domu bez śniadania, inni zmieniają drogę gdy widzą czarnego kota, niektórzy zbierają znaczki lub kupują rzeczy, które nie są im wcale potrzebne, ale uparcie twierdzą, że poprawiają im humor. Ja również posiadam wiele dziwnych przyzwyczajeń. Dostaję białej gorączki gdy ludzie idący przede mną mają tempo starszej pani z balkonikiem (wiąże się to zapewne z tym, że należę do osób, które nie do końca potrafią zastosować zegarek w swoim życiu i zawsze się spóźniają). Oczywiście mam dużo więcej całkiem dziwnych problemów nie z tego świata, ale o tym może w innym poście o nazwie Trudne Sprawy.
Przy moich sobotnich maratonach z kubkiem kawy z mlekiem i za dużą ilością cukru oraz Śniadaniem u Tiffaniego zastanawiam się jakby to było żyć za czasów bezpretensjonalnej elegancji, nosić perły, nie rozstawać się z małą czarną i rękawiczkami za łokieć. Za czasów gdy mężczyźni na przywitanie całowali w rękę, zdejmowali nakrycie głowy witając się z damą i niemal zabijali się o otwarcie drzwi przed kobietą(nie daj boże, żeby musiała sama chwycić za klamkę!)
Nie tylko savior vivre i tamtejsza elegancja skradła moje serce. Chciałabym kiedyś pójść na przyjęcie na którym grano by Andiego Williamsa, Rickiego Nelsona czy Chordettes. Nie wiem co jest dokładną przyczyną mojej małej obsesji na punkcie tamtejszych realiów, ale pamiętam, że już jako trzynastolatka podkradałam babci perły, oglądałam czarno-białe zdjęcia i podziwiałam stare kreacje w jej szafie (bo chyba to nie jest nowością, że babcie mają tendencję do myszkowania ubrań).
Cóż, pozostało mi obserwować świat w którym każdy się śpieszy (okej może nie osoby z tempem starszej pani z balkonikiem), spotkanie dżentelmena jest rzadkością oraz w którym ludzie wymienili stare telefony stacjonarne na smartfony. Oczywiście nie ma co narzekać na postęp technologii, ale mimo wszystko zapewne przy moim przyszłym sobotnim maratonie znów będę się zastanawiać jakby to było żyć w świecie Holly Golightly i chociaż na chwilę przeniosę się w inny wymiar.
Postanowiłam dziś skorzystać z ostatniej okazji założenia balerinek i dość cienkiego płaszcza, bo jako osoba obserwująca uważnie prognozy pogody jestem zmuszona powiedzieć, że pani w telewizji z uśmiechem na twarzy wspomniała niewinnie o przymrozkach które mają uderzyć w nas jak grom z jasnego nieba już w środę!
(flats- forever21, bag - vintage/sh, blouse - zara, skirt-no name)
Love, M